Hmm...
Co tu dużo mówić. Genialny debiut Pani Rudnik. Bardzo interesująca
historia. Czasami można było się już pogubić, ale warto
przeczytać. Takie książki zwracają mi wiarę w polskich autorów.
„Taka
miłość zdarza się raz w życiu.
I
nigdy więcej nie wraca.
Czy
na pewno?”
A
teraz zajmijmy się fabułą.
Marek
i Marcin Brzozowscy to bracia bliźniacy, a na dodatek jednojajowi.
Są nierozłączni.
Marcin
ma żonę – Dorotę, z którą już od kilku lat stara się o
dziecko jednak nic z tego nie wychodzi. Dlatego mężczyzna postanowi
zrobić badania, z których wynika, że jest bezpłodny. Nie może
się z tym pogodzić i prosi brata, aby został ojcem jego dziecka.
Marek nie chce się zgodzić, jednak Marcin postanawia go
zaszantażować. Brat w końcu się zgadza, ale po wszystkim wyjeżdża
do Gdańska, gdzie poznaje Annę.
Po
kilku miesiącach Marek przyjeżdża do domu wraz z Anią i okazuje
się, że Dorota jest w ciąży. Marek nie wie co ma zrobić w tej
sytuacji. Jednak zanim cokolwiek postanowi ginie w wypadku. Ale czy
na pewno? Czy to Marek zginął? Przeczytajcie.
Książka
jest naprawdę wciągająca. Pochłonęłam ją w kilka godzin.
Bardzo dobrze napisana, jak na debiut. Ciekawa fabuła. No i
prześliczna okładka, taka romantyczna, która zachęca do
przeczytania książki. I intrygujący tytuł. Jak dla mnie –
bomba. Polecam.
Tytuł: Miłość
przychodzi z deszczem
Autor: Mila Rudnik
Wydawnictwo:
Prószyński i S-ka
Liczba stron: 480
Moja ocena: 8/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz